Adrian
Administrator
Dołączył: 14 Mar 2013
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 1:10, 09 Kwi 2013 Temat postu: Fragment 1 - 2011 - Aleksander, Dariusz, Tyler, Damian... |
|
|
To jest cały rozdział z ebooka 5 - Piąty element miłości, mam nadzieję, że się podoba
Dominika (Magdalena)
Rozdział 2
Aleksander, Dariusz, Tyler, Damian…
Siedziałam w szkole, na historii i rozmyślałam o… o dziwo o historii. Zastanawiało mnie kto wymyślił szkołę, ale z pewnością nie był to nikt normalny. Przypomniało mi się jak Aleks kiedyś zażartował, że słuch zaginął po tym kto wymyślił prace, a przecież taką osobę to powinno się listem gończym poszukiwać.
I tak oto przestałam myśleć o historii, a zaczęłam o Aleksie. Nie był taki najgorszy, choć miał swoje wyskoki, tajemnice i sekreciki. Ciekawiło mnie czy naprawdę zależy jemu na Amandzie. Jak to możliwe by lekarz widział w niej coś więcej niż obiekt seksu, ale kiedy na nią patrzył zdawało się, że widzi właśnie coś więcej. Amanda była ładna, a jej uroda i figura były jednocześnie jej atutem i przekleństwem. Otóż ona nie była ładna tak zwyczajnie, była jak sexbomba, a przecież blond chodzącego seksu nikt nie traktował poważnie.
A Darek? Czy on mnie traktował poważnie? Nie odzywał się od tamtej pory, nawet nie odpisywał na smsy. Od początku wiedziałam, że on z tych co się wycofują kiedy coś nie idzie po ich myśli. Poza tym uprzedzał mnie, że ma żonę, no ale co z tego? Kochał ją, ni chciał zdradzić, ale przecież gdyby kochał naprawdę to nigdy nie pomyślałby nawet, że może ją zdradzić. W końcu gdybym ja kochała naprawdę, to mogłabym spotykać się z tuzinem mądrzejszych, przystojniejszych, bardziej męskich, a nawet nie pomyślałabym o tym, że mogłabym, dla któregoś z nich zostawić tego jedynego.
Tyler? Czy on kiedyś kochał? Jego oczy zdawały się być zawsze puste, bez emocji, wycofane. Jakby był tylko obserwatorem tego co się dzieje wokół, ale nie uczestnikiem. Chociaż nie… podczas seksu był uczestnikiem. Nie spalam z nie, ale jego chęci wtedy w lesie, to jak napierał na mnie swoim ciałem. Nie chciałam tak… z nim… może i z nim, ale nie w taki sposób. Nie w jakimś ciemnym zaułku, oddalonym o kilka metrów od ekipy naszych znajomych, nie bez zabezpieczenia… A on nie chciał nawet myśleć o prezerwatywie, dlaczego? Dziwny był, taki mroczny, nie dla mnie.
Damian? Ten to w ogóle był nie z tej ziemi. Znany na cały klub playboy. Jego zasadą było RWP – rozkochać, wykorzystać, porzucić. Szkoda mi było tych wszystkich dziewczyn co tak za nim szaleją, wiedząc, że nie mają u niego szans nawet na buziaka. Jeszcze bardziej szkoda mi było tych, które te szanse wykorzystały, a potem same poczuły się wykorzystane, bo to chwilowe zauroczenie minęło i zobaczyły jakim jest w rzeczywistości draniem. A najbardziej to szkoda mi było tych co się pisały, a nie wiedziały na co… tych niewinnych, grzecznych, wyrwanych z pod ręki tatusia… takie miały najgorzej, a ta jego nowa wyglądała właśnie na taką.
Dzwonek zadzwonił, a ja nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zobaczyłam Tylera, stał przed szkołą, tak po prostu i palił papierosa.
– Cześć, co ty tu robisz? – zapytałam podchodząc do niego.
– Pilnuje cię byś nie zmarzła, a więc zapinamy guziczki, wiążemy szaliczek – mówił i wykonywał za mnie te czynności, wcześniej musiał zdjąć rękawiczki.
– Myślałam dziś o tobie – wypaliłam nagle i po chwili już tego pożałowałam.
– Co o mnie myślałaś? – zapytał i wskazał mi kierunek w stronę mojego domu.
– A nic takiego – łgałam.
– Proszę, szczerze.
– Nie bałeś się, że wpadniemy? – zapytałam.
– Przecież do niczego nie doszło – odpowiedział.
– A jakby doszło? – zapytałam.
– Byłoby co miałoby być. Dostałem jednak liścia na otrzeźwienie, nie ma o czym gadać, nie ma co do tego wracać – odrzekł z takim przyjemnym uśmiechem. Postanowiłam więc spełnić jego prośbę.
– Nie jesteś zły za ten policzek?
– Nie, słuszny był. Chciałem postawić ci w nagrodę za odwagę i też tak bardziej za przeprosiny, czekoladę na gorąco. W mieście mają najlepszą pijalnie, jest po drodze.
– To jedyna pijalnia – wymądrzyłam się przewracając oczami.
– Sorry, okay?
– Okay, okay – odrzekłam i trąciłam jego czapkę. Miał taką smerfetkę, naciągnęłam mu ją aż na oczy, a potem zaczęłam uciekać. Gonił mnie, zatrzymał się by ulepić śnieżkę i znowu mnie gonił.
– Siet, nie trafiłem! – Dobiegł moich uszu jego krzyk, ale nie przejmowałam się nim, bo ja trafiłam. Potem on trafił we mnie, ludzie nas mijali, wszystko mieliśmy w dupie, trwała chwila.
– O nie, przegięłaś – warknął Tyler, kiedy kolejna śnieżka trafiła w jego dżinsy, w sam środek… no w rozporek. Dogonił mnie, pochwycił w pół, przycisnął do latarni i pocałował. To było takie spontaniczne, zwykłe, krótkie, niezaplanowane, a jednak doskonałe i wyjątkowe w tej swojej niedoskonałości, która dla mnie była idealna.
– Pamiętasz Wojtuś, też tacy kiedyś byliśmy – powiedziała jakaś pani, do starszego pana, byli gdzieś po siedemdziesiątce.
– Piękne nie? – zapytał Tyler, który już zdążył się ode mnie odsunąć na trzy kroki i patrzył w niebo jak śnieg pada.
– Chodzi ci o płatki, każdy jest inny… – zaczęłam, bo dałabym sobie rękę uciąć, że mówi właśnie o tym.
– Nie… – No proszę i straciłabym rękę, dobrze, że nie stawiałam głowy. – Mówiłem o tej parze. To piękne, że po tylu latach chodzą razem na spacer, że potrafią się śmiać do siebie i innych, że nie są ani przepracowani, ani zgorzchniali od życia.
– Przeciwieństwo moich starych – stwierdziłam.
– Nie tylko twoich – oznajmił.
– To co, kto pierwszy do pijalni? – zapytałam.
– Nie, daj no rękę, nie masz rękawic, są zimne od śniegu, ugrzeje ci je – powiedział, a po chwili staliśmy znów, a on trzymał moje dłonie w swoich i pocierał. – Załóż, zanim dojdziemy to ci się odmrożą – dodał po chwili, a moim oczom ukazała się para rękawiczek, ale nie jego, wyciągnął je z plecaka, były zapakowane.
– Co? Skąd? Jak?
– Spodziewałem się, że nie będziesz miała rękawiczek, po prostu, kupiłem zapobiegawczo. Mam nadzieje, że trafiłem w gust, lubię klasykę – odpowiedział.
– Słodkie są, takie wełniane i bez palcy…
– Bez palców – poprawił mnie, a ja postanowiłam na to nie zwracać uwagi. – Oj nie przesadzaj, na kciuk mają oddzielną przegródkę. Zawsze będziesz mogła mi pokazać okay – dodał żartobliwie, a ja znów naciągnęłam mu ta jego czapkę na oczy.
– Kiedy ci się znudzi, co?
– Nigdy – odpowiedziałam z takim złośliwym uśmieszkiem, ale radosnym, bo zasłużył na niego. Wniósł odrobinę radości do mojego życia swoim zachowaniem, uwagami, samym sobą…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Adrian dnia Wto 1:46, 09 Kwi 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|