Jula
Dołączył: 14 Mar 2013
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:30, 16 Mar 2013 Temat postu: 2011 - Jula |
|
|
W życiu każdego młodego człowieka istnieje taka instytucja jak szkoła. Powinniśmy mieć dobre stopnie, by coś w życiu osiągnąć, powinniśmy być ambitni. Na stopniach mi zależało, ale trochę inaczej niż innym. Zależało mi wręcz podwójnie, chciałam mieć dobre oceny i chciałam, by ktoś je za mnie zdobył. Po co się męczyć z czymś czego się nie lubi? Uczyłam się z 4 – 5 przedmiotów, które mnie interesowały, reszta działała na ściągach lub pracy innych. Czasem trzeba było się wysilić, aby ktoś zrobił za ciebie. Szantaż, umowa, prośba... Na różnych ludzi różne sposoby działały.
– Karolina Mikołajczyk, piątka – wyczytała starsza kobieta w okrągłych okularach z czarnymi oprawkami. No to zajebiście – pomyślałam i od razu przypomniał mi się ten Tomek co to zrobił każde zadanie i dał mi gotowe odpowiedzi, bo skądś miał arkusz tego testu. Wypadałoby mu jakoś podziękować.
Wyszłam z klasy, gdy już zadzwonił dzwonek i podążyłam na podwórko. Stał tam, pewnie czekał na tą swoją siostrę... Dominikę chyba. Przeszłam obok niego z uśmiechem.
– Dzięki – szepnęłam mu do ucha i delikatnie musnęłam jeden z policzków mojego pomocnika. Jego ręka delikatnie dotknęłam moich pleców, a ja zwinnie umieściłam w niej kawałek kartki zawiniętej na cztery części. Odeszłam wcześniej puszczając do niego oczko. Ciekawiła mnie jego mina, gdy przeczytał na tej karteluszce ,, Jutro 18 pod moim blokiem, będzie miło, chce podziękować. Przyjdź. Na prawdę chciałam to zobaczyć jednak stwierdziłam, że lepiej będzie jednak się nie odwracać, bo jeszcze by śmiał twierdzić, że mi zależy czy coś w tym stylu, a on miał mi dalej pomagać i miało być miło.
Weszłam do domu uradowana kolejną dobrą oceną, z zamiarem pochwalenia się tym co się zwali od jakiegoś czasu moimi opiekunami prawnymi.
– Patrz, patrz szwagier jaka ze mnie zdolniacha – naściemniałam, ale obydwoje z Agatą byli ucieszeni faktem kolejnej piąteczki.
– Gratulacje – powiedział Karol i wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam.
– Oby tak dalej – dopingowała siorka – Pomyśleliśmy z Karolem, że przyda ci się jakaś nagroda, że cię to jeszcze bardziej zmotywuje, bo w końcu zasłużyłaś – powiedziała z uśmiechem i wręczyła mi małe pudełeczko z jakimś elektronicznym sprzętem, a mi zrobiło się głupio, że ich oszukuje, a oni mnie jeszcze nagradzają, a przecież w domu się nie przelewało i same te stypendia były zwieńczeniem ,, moich" dobrych ocen.
– Ale jak to tak? – wydukałam po chwili.
– Normalnie za prace jest płaca, za dobre stopnie nagrody – stwierdził ten mój szwagier.
Wzięłam to cholerstwo i z głupim uśmieszkiem wyszłam z kuchni i podreptałam do siebie, usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w to małe opakowanie z napisem MP4, któreś z nich jeszcze pizneło tam markerem uśmieszek, ale jakoś mnie on demotywował. Nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Głupio mi było się przyznać, ale też tak brać od nich za nie swoją pracę też miło nie było.
– Co masz? – zapytał ten chuderlak zwany moim bratem. Siedział przy kompie nawet nie zwróciłam na niego uwagi.
– Sprzęcik, nie nie pożyczę i nie, nie sprzedam.
– A szkoda – powiedział jakiś taki zrezygnowany i dalej coś tam klikał.
– Masz zadanie, a może się namyśle co do tego twojego zakupienia mojego sprzętu – zagmatwałam się, ale on zrozumiał o co mi chodzi.
– Idziesz do Agaty i ją gdzieś wyciągasz – zażądałam.
– Ale, że gdzie? – zapytał obracając się w moją strone na fotelu, bo był taki obrotowy i bujany, ale to z musu się tak wyrobił i przekręcał na wszystkie strony.
– Nie wiem gdziekolwiek, ale ma iść bez Karola, bo ja chce z nim pogadać.
– A proszę bardzo, da się zrobić – udzielił satysfakcjonującej mnie odpowiedzi i wyszedł.
Czekałam jakiś czas obracając tym pudełeczkiem w rękach, zdążyło mi kilka razy z nich wylecieć, a czas niesamowicie mi się dłużył. Tak jakby ten gówniarz nie potrafił niczego załatwić na szybko. Wlazł po jakiś 20 minutach z uśmiechem, który chętnie bym mu z tej twarzy zdjęła.
– Nie patrz się tak pomagałem w ubieraniu tych małych – wytłumaczył się na wstępie.
– Dobra wybaczam. Za ile idziecie? – zapytałam i chciałam żeby wyszli jak najszybciej, a jednocześnie, by zwlekali z tym jak najdłużej.
– Ogarnie do końca małe i idziemy. Będziesz miała tak jakąś godzinę.
– Okej, idź już.
– Cokolwiek ty tam chcesz zrobić to powodzenia – rzucił i wylazł. nie był w sumie takim najgorszym bratem. Nawet pomocnym.
Słyszałam jak drzwi się zamykają. Karol krzątał się po kuchni pewnie sprzątając resztki po karmieniu Emilki i Wiśki. Fajne były takie wesołe, problemów jeszcze nie miały. Podniosłam się z łóżka rzucając na nie to cholerstwo, to moje utrapienie i podreptałam w stronę dochodzącego mnie hałasu. Stanęłam pewnie czy niepewnie to zależało od chwili w drzwiach i popatrzyłam na Karola.
– Musimy pogadać – oznajmiłam, a on wybuchnął śmiechem – I co się cieszysz? – zapytałam poirytowana i usiadłam na jednym z krzeseł, a on zajął miejsce naprzeciwko mnie.
– Mówisz jak Agata, gdy ja coś przeskrobie – wytłumaczył i wziął do ręki jedyną szklankę, która pozostała na stole – O co chodzi? – zapytał i upił łyk zapewne już zimnej kawy.
– Bo tym razem to ja coś przeskrobałam i... ty poczekaj no chwile – rzuciłam i poszłam po tą elektornikę co zalegałą na moim łóżku, wróciłam do kuchni i postawiłam przed nim.
– Co już zepsułaś? – zapytał zanim zdążyłam usiąść i na powrót zacząć mówić.
– Nie, nie chce tego.
– Czemu? Przecież zasłużyłaś to nagroda – powiedział dość zdziwiony – Kasą się nie przejmuj było nas na to stać – dodał, bo zapewne przypomniał sobie tą naszą rozmowę o stypendium do oddania.
– To swoją drogą, ale ja na to nie zasłużyłam i nie chce, weź to z moich oczu, bo mnie wkurza – poprosiłam, wręcz zażądałam i przysunęłam w jego stronę, a on pochwycił w rękę i postawił gdzieś koło swoich nóg.
– Już nie musisz tego oglądać, a teraz mi powiedz o co robisz taką aferę, młoda? – zapytał i splótł ze sobą palce i takie coś co wyglądało jak jedna duża pięść położył na stole.
– Bo te oceny...
– Są dobre – wszedł mi w słowo.
– Zamknij ty się póki mówię i nie rezygnuje – wręcz warknęłam.
– No dobra przepraszam – rzucił rozbawiony i słuchał dalej.
– Bo z tymi ocenami to nie jest do końca tak jak wy myślicie, one są dobre, ale to nie moja zasługa – dukałam.
– Ale jak to?
– No nie przerywaj mi! – oburzyłam się i dalej kontynuowałam – Bo ja lubię kilka przedmiotów i z nich to się uczę i robię to wszystko i tak dalej, ale niektórych nie lubię i wtedy niektórzy robią to za mnie i dzisiaj ta piątka, to kolega mi dał gotowca i się wyuczyłam. Zabierz ten sprzęcik, bo ja go nie chce i nie chce już nic za moją naukę, dobra? – cisnęłam te słowa jak z armaty, a on tak siedział i tylko patrzył i nic nie mówił.
– No czyli z większej połowy przedmiotów jedziesz na ściągach tak?
– Nie ma większej połowy.. połowy są zawsze równe... ale tak na ściągach, gotowcach i nie swoich pracach – przyznałam. a on się tak jakoś zamyślił i znów zaczął słeptać kawę.
– Wnioskuje, że z matmy to ty się jednak uczysz – rzucił tak jakoś niemiło.
– No to takie podstawy każdy głupi to umie.
– Powiedz mi jedno, czy ciebie pojebało już do końca, dziewczyno? – uniósł się, ale nie krzyczał.
– Weź nie warcz, bo to...
– Ja dopiero zacznę! – teraz już krzyczał – Co ty sobie wyobrażasz do cholery?! – wstał od stołu i machnął ręką tak, że przewrócił kubek, który od razu postawił do pionu – Nie wycieraj mi tego teraz – powiedział już spokojniej, ale nadal dość ostro – Siadaj z powrotem na dupę. Czy ty mi możesz łaskawie odpowiedzieć jak długo to już trwa?
– No nie wiem, jakiś czas...
– Jakiś czas? Nie no kurwa ja zaraz z tobą nie wytrzymam! U ciebie jakiś czas to jest ile? tydzień, miesiąc, dwa, rok? Odpowiedz! – wydarł się i uderzył otwartymi dłońmi w stół, a huk rozszedł się po kuchni.
– Nie no tak z rok, może troszkę dłużej... – przyznałam, bo nie wydawało mi się, by teraz warto było ściemniać.
– Cudownie, wiesz? powiedział zwijając dłonie w pięści, wstał i włożył je do kieszeni.
– No, ale, bo to się tak nie da z wszystkiego na raz i dobrze – wyrzuciłam z siebie poirytowana. Zapomniał frajer, ze kiedyś też był w moim wieku i pewnie święty nie był.
– Jeśli jest tak w programie to się da, Agata potrafiła, ty też potrafisz, jesteś zdolna, nie bądź kurwa leniwa.
– Bo ty to już zapomniałeś jak to jest – wnerwiać mnie zaczynał. W moim idealnym planie miał mnie zrozumieć, a nie odwalać takie akcje.
– A co wolisz latać na latającym dywanie wygód do cholery? Wygodniej ściągnąć niż spędzić dzień w domu, bo lepiej latać za pojebanym Damiankiem po podwórku tak? – zaczął się unosić, ciekawiło mnie czy w ogóle słyszy jak bardzo się drze.
– Nie, nie wolę. Ja chce się uczyć z tego co lubię, a nie co muszę – oznajmiłam w sumie szczerą prawdę.
– Pomyśl jakbyś Agatę zawiodła jakby się dowiedziała? – zapytał, a mi się aż lżej zrobiło, bo powiedział jakbyś i jakby czyli nie miał zamiaru jej powiedzieć.
– Czyli ty jej nie powiesz? – zapytałam, by mi sam to potwierdził.
– Nie tym razem jej nie powiem. Ale jak mi odpierdolisz coś takiego jeszcze raz to mnie zapamiętasz inaczej, a i Agata się dowie o wszystkim – powiedział i rzucił przemoczoną od kawy szmatkę do zlewozmywaka – I szlaban na miesiąc na wychodzenie z domu.
– No, ale ja z...
– Nie ma, ale, nie wkurwiaj mnie już. Idź do siebie i udawaj dalej, że nic się nie dzieje, bo Agata na razie z mojej dobrej woli się o niczym nie dowie – cisnął już prawie przez zęby. Wyszłam z tej kuchni wściekła na siebie, że mu powiedziałam, może lepiej było Agacie, chociaż ona mu też zawsze wszystko mówiła. Lepiej, by było się w ogóle nie odzywać, a jeszcze musiałam jakoś się zwinąć na kolacje z Tomkiem. Wysłałam sms'a do Tylera, kumpla Karola, by mi udostępnił chatę i na szczęście dziś gdzieś wychodził więc bez problemu miałam duże pole manewru. Trzeba było jeszcze tylko zbyć Damiana, by mi tam nie przeszkadzał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|