Jula
Dołączył: 14 Mar 2013
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:45, 16 Mar 2013 Temat postu: 2011 - Jula |
|
|
Siedziałam w tym barze, ale jakoś nie miałam ochoty tańczyć. Do tej muzyki potrafiłam jednak męczyła mnie wizja wesela, na które zostałam zaproszona. Ostatnim takim wydarzeniem był ślub Darka z Julką, ale wtedy nie wymagano ode mnie zdolności tanecznych. Wtedy miałam tam tylko być i zachowywać się jak należy czyli według wszystkich zasad savoir vivre. Piękna sukienka, makijaż i fryzura to było tym optymistycznym akcentem, tym mniej pozytywnym to, to, że nie miałam z kimś na to wesele pójść i ja... nie potrafiłam tańczyć. Zdałam sobie sprawę, że idealizowanie mnie w każdym calu jednak moim rodzicom nie wyszło. Zapomnieli, jak mogli? Jak mogli zapomnieć o tak ważnej rzeczy jak taniec? Chciałam poprosić Damiana, ale on cały czas uganiał się za Karoliną, Darek pracował i nie miał tym razem czasu, Seba latał za Damianem i Karolą i znikał na całe dnie, a Przemek z tym to szkoda gadać było. Zastanawiałam się kto jeszcze mógłby mi pomóc, gdy przede mną stanął drink. Spojrzałam na barmana, na Witka i te jego fajne kręcone, czarne włoski.
– Na koszt firmy – oznajmił i uśmiechnął się – Co cię gnębi? – zapytał i oparł się o blat łokciami, a potem położył ręce i zwinął dłonie w pięści.
– Nie to nic takiego, mały problem z tańczeniem – odpowiedziałam z udawanym uśmiechem, bo to przecież było na miejscu.
– Z tańczeniem powiadasz? Ale przecież ty potrafisz, widziałem cię tutaj nie raz i dawałaś radę – stwierdził dość przytomnie i rozglądnął się po długości baru czy czasem nie przyszedł jakiś klient, ale lokal, a przynajmniej bar świecił wyjątkowymi pustkami.
– Tak tutaj tak, ale na weselu raczej w ten sposób nie zatańczę – wyjaśniłam smutno i upiłam łyk drinka z malibu.
– W tym rzecz. Wyglądasz na taką, która jednak walca i poloneza uczona była od kołyski, choć nie ocenia się po pozorach.
– Ale ja właśnie takie pozory muszę tam stwarzać – mruknęłam pod nosem, ale był na tyle blisko, że usłyszał.
– Rozumiem. Wysoka poprzeczka, co? – zapytał z taki przyjaznym uśmiechem nie wiedząc, że poruszył niezbyt miły temat, ale jego wzrok jakoś tak mnie przekonywał, by jednak się nie denerwować, a odpowiedzieć.
– Jak cholera.
– Dasz radę, mam propozycję – uśmiechnął się tak szelmowsko.
– Jaką? – spytałam zaciekawiona momentalnie się prostując.
– Nauczę cię.
– Ty mnie? Ty potrafisz tańczyć? – nie dowierzałam.
– A widzisz jak pozory potrafią mylić? – zaśmiał się i zrobił rękami znak czasu. Zauważyłam, że popędził do jakiegoś klienta. Chyba się znali, bo podał mu rękę przez bar po czym nalał setkę i szklankę coli, po chwili do chłopaka dołączyła jakaś młoda dziewczyna, wydawało mi się, że ją znałam, ale mogło to być tylko złudzenie. Witek ją też znał, bo przywitał się buziakiem w policzek po czym wrócił do mnie – A więc jak to będzie? Zgadzasz się?
– Ale ty jeszcze nie postawiłeś żądań – przypomniałam mu, a on się tylko roześmiał, ja w sumie też choć wydało mi się to niepoprawne, śmianie się z czyjejś gafy, mogło mu się zrobić głupio lub przykro...
– A więc moje żądania są takie, nauczę cię, obojętnie ile to potrwa, ale muszę pomalować pokój i samemu to tak nudno i smutno, pomożesz? – zapytał z miną takiego kota ze Shreka. Był moim zbawieniem, a jeszcze pytał się o rzecz tak oczywistą.
– Jasne, że tak! – krzyknęłam uradowana, aż podniosłam się z hokera, a on się uśmiechnął.
– To super, no to kiedy i gdzie? – zapytał podając jakiejś kobiecie piwo.
– No... – nie mogłam go zaprosić do siebie, przecież rodzice, by mnie zabili.
– Rozumiem, u ciebie nie, to może u mnie? Od razu mi wtedy pomożesz, co?
– Bardzo dobry pomysł.
– No to jak, by ci pasowało? Za dwa dni? – widziałam, że się zamyślił nad jakimś wolnym terminem.
– Tak więc za dwa dni, ale czekaj, masz jakąś kartkę? – zapytałam, bo on nie miał mojego numeru, a ja nie znałam jego adresu – Najlepiej to dwie i długopis.
Już po chwili leżały przede mną dwie samoprzylepne, żółte karteczki i długopis taki zwykły czarny. Zapisałam mój numer z dopiskiem ,, Gosia" i uśmieszkiem, a on swój adres ze śmiesznym ,, Wiciu" . Schowałam kartkę do torebki, a on swoją do tylnych kieszeni czarnych dżinsów, które trzeba przyznać leżały na nim świetnie. Dochodziła 19. Zebrałam się pożegnałam z moim nowo nabytym instruktorem i ruszyłam do domu, w którym czekały mnie standardowe pytanie o lekcje, naukę i tylko i wyłącznie szkołę. Byłam zmęczona całym dniem, po szybkim prysznicu przejrzałam jeszcze ostatnie notatki z biologi oraz napisane wcześniej wypracowanie z polskiego, które umieściłam w czerwonej teczce i schowałam do torby. Zasnęłam dość szybko z nadzieją, że będę pojętną uczennicą i załapie wszystkie tańce jak najszybciej, bo wesele zbliżało się wielkimi krokami, pozostał jeszcze tylko partner...
Post został pochwalony 0 razy
|
|