lila
Dołączył: 14 Mar 2013
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:47, 30 Mar 2013 Temat postu: Jebłem w talerz - Lila |
|
|
Jeśli korzystać z definicji książkowej, przedszkole to taka instytucja, która zajmuje się dziećmi w wieku od lat trzech do momentu osiągnięcia przez nie gotowości szkolnej, jej zadaniem jest zapewnienie dziecku właściwych warunków rozwoju, , wyrównanie jego braków i opóźnień, przygotowanie go do nauki w szkole i pomoc pracującym rodzicom w zapewnieniu opieki nad dzieckiem; biorąc pod uwagę dzisiejsze realia przedszkole jest przechowalnią, w której zapracowani rodzice zostawiają swoje nieznośne dzieci na większą część dnia sami goniąc za pieniądzem.
Zigzak był jednym z ulubionych bohaterów Patryka, mógł oglądać jego przygody godzinami i w ogóle się nie nudził, był prawie jak w transie, chociaż nigdy nie siedział w bezruchu, zawsze machał nogą, bawił się koszulką albo skarpetkami, czasem dłubał w nosie. Teraz siedział po turecki na kanapie w salonie i trzymał w dłoni nadgryzionego paluszka, jego ulubieniec brał właśnie udział w bardzo ważnym wyścigu i zbliżał się do mety, tuż za nim jechało jednak inne autko. Chłopczyk zacisnął dłonie w pięści i zastygł w bezruchu, a Zig Zag jako pierwszy przejechał linię mety.
- Jeeee! – krzyknął i podskoczył.
- Uważaj, bo spadniesz – powiedziała do niego Amanda. Kobieta siedziała z Kamilem w kuchni, na hokerach, chłopiec pisał coś w zeszycie w kratkę.
- Dwa dodać dwa to jest cztery – mruknął pod nosem i wykaligrafował czwórkę. Wykaligrafował bo inaczej tego nazwać nie można było, cyferka była równiutka i zgrabna, niejeden dorosły mógłby się wstydzić, że takich nie pisze.
Patryk nie zwrócił na nich uwagi i dalej patrzył się w szklany ekran z uśmiechem na ustach. Zig Zag odbierał właśnie puchar – był zwycięzcą. Oczyma wyobraźni Patryk widział już jak buduje wielki tor i organizuje wyścig, w którym bierze udział jego bohater. Malec wstał zrzucając pilota na podłogę i pobiegł w stronę swojego pokoju.
- A dokąd to? – zapytał Aleks, wchodząc do domu i zamykając za sobą drzwi.
- Ide budować tol – zdążył tylko krzyknąć. Aleks odwiesił płaszcz, zdjął buty a potem przywitał się z resztą rodziny. Na końcu skierował swe kroki do pokoju chłopców. To, co tam zastał wprawiło go w osłupienie, na środku podłogi wybudowany był wielki tor wyścigowy, taki z ostrymi zakrętami, łukami, odcinkami prostymi i innymi bajerami, które ów tor powinien posiadać. Patryk siedział w najdalszym kącie i motał sznurek na dwóch słupkach – tworzył metę.
Olek usiadł na podłodze, z ugiętymi kolanami. Na jednej nodze siedział, drugą skierował ku sufitowi, lekko przechylił głowę i obserwował syna z uwagą, był pełen podziwu jego inwencji twórczej i zaangażowania w to całe budowanie. Kiedy tor był już skończony a Patryk rozglądał się w poszukiwaniu autka Aleks skorzystał z okazji i zapytał:
- Możemy chwilę porozmawiać, synu?
- Nie mogę telaz bo się bawię – rzekł mały i podniósł z podłogi czerwony samochodzik
- Ja jednak nalegam na chwilę rozmowy z tobą – upierał się mężczyzna – Siadaj tu – wskazał mu miejsce obok siebie.
- Ale, tato… - zaczął Patryk
- Nie ma ale, siadaj, pobawisz się za chwilkę – chłopiec zrobił obrażoną minę i w demonstracyjny sposób podszedł do ojca po czym zajął miejsce naprzeciw niego. Olek nie zważając na głośne „Ej!” wyjął mu auto z dłoni i postawił na tyle daleko by mały po nie nie sięgnął – dzwonili do mnie z przedszkola, wiesz coś o tym? – zapytał mężczyzna patrząc na syna.
- Pielwse słysę – odpowiedział mały i zaczął sciągać sobie skarpetkę
- Doprawdy? A mi powiedziano, że zostałeś poinformowany o tym, że taki telefon zostanie wykonany. Jak więc było?
Patryk nic nie mówił, bawił się jedynie skarpetą, wywracał ją na lewą stronę, ciągnął za nitki, machał nią. Mężczyzna cierpliwie czekał, ale w momencie, gdy skarpeta powędrowała do ust malca zabrał mu ją i położył obok samochodzika.
- Pytałem o coś – rzekł stanowczo
- No bo Malysia mi chciała dać zupę a ja nie chciałem – odpowiedział Patryk jednym tchem
- Jaka Marysia? – zapytał zdziwiony Olek
- Pani Malia.
- Do dorosłych nie mówi się po imieniu, musisz pamiętać. To co z tą zupą? – drążył mężczyzna
- No ona stała a ta Malysia… - zaczął chłopiec, jednak ojciec mu przerwał:
- Pani Maria.
- Tak, psecież mówię, Malysia mi chciała dać łyską tą zupę piecalkową, co jej nie lubię bo jest obzydliwa – tłumaczył maluch żywo gestykulując – zdenerwowałem się i jej powiedziałem, co o tym myślę.
- Co zrobiłeś? – wyprostował się Aleks. Mężczyzna znał możliwości syna i doskonale wiedział, że z tej sytuacji nie wynikło nic dobrego, stąd telefon od przedszkolanki. Zanim jednak pojechał do przedszkola chciał dowiedzieć się, co zaszło od syna.
- Powiedziałem żeby zablała ten syf bo nie będę go jadł, a jak nie chciała to jej powiedziałem ze ją opieldolis jak się dowies, ze mnie zmusała do jedzenia.
- Patryk, do cholery jasnej, czy my cię w ogóle nie wychowujemy? Czy do ciebie, dziecko, nic nie dociera? – zapytał podniesionym głosem i chwycił syna za podbródek, tak by patrzył mu prosto w oczy
- No psecież sam mówiłeś, ze tseba mieć własne zdanie i umieć je blonić. Ja nie zamiezałem jeść tej zupy - odpowiedział
- Uczymy cię też dobrych manier, synu, trochę kultury!
Aleks wstał i zaczął przechadzać się po pokoju mierzwiąc włosy. Patryk w tym czasie wszedł na biurko brata i usiadł na nim po turecku, ściągnął drugą skarpetę i zaczął ją miętosić.
- Co wtedy zrobiła pani Marysia? – zapytał mężczyzna już całkiem spokojnie.
- No ona powiedziała, ze z chęcią polozmawia sobie z ojcem o moim zachowaniu i chciała znowu dać tą zupę – rzekł i wsunął wskazujący palec prawej ręki do nosa
- I? – popędził go ojciec nie zważając na gest jaki wykonał jego syn
- I jebłem w talez a zupa się rozlała – powiedział jak gdyby nigdy nic dłubiąc w nosie
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez lila dnia Wto 2:14, 09 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|